Od dłuższego czasu mieliśmy w Polsce stopy procentowe niższe od realnej inflacji. Było to klasyczne dolewanie benzyny do już rozpalonego ognia w celu wyciśnięcia 110% mocy z gospodarczego reaktora — mogę tylko domniemywać, że motywowane realiami wyborczymi.
Taka konstrukcja zachęca posiadaczy kapitału do odmrożenia kapitału i poszukania innych możliwości jego ulokowania: inwestycjach w przedsiębiorstwa (bezpośrednie lub pośrednio, przez giełdę papierów wartościowych) czy nieruchomości.
W reakcji na widmo recesji RPP obniżyła dziś stopę referencyjną o 0,5 pkt. Wydaje się to nieintuicyjne (skoro i tak już mamy problem zbyt dużej inflacji), ale to tylko element gry zespołowej — wiodące banki centralne (EBC, FED) zrobiły wcześniej tak samo.
Skorzystają na tym posiadacze kredytów złotówkowych. Wątpliwe, by pobudziło to dziś akcję kredytową — najpierw pandemiczne mleko musi rozlać się do końca, a następnie musi wrócić nadzieja na lepsze jutro. W USA pandemia dopiero się rozwija, w Azji pojawiają się pierwsze sygnały o wznowieniu produkcji (pytanie, dla kogo, skoro wszyscy na chwilę przestaną kupować). Spokojnie można założyć jeszcze kilka miesięcy zamieszania, a jeśli wejdziemy z wirusem w jesień — powtórkę z rozrywki.
Większość Polaków nie ma oszczędności i żyje od wypłaty do wypłaty. (To jest dziwne samo w sobie z uwagi na powszechnie panujący u nas dobrobyt — przed ludźmi takimi jak Michał Szafrański wciąż jest tytaniczna praca do wykonania). Dla nich oprocentowanie lokat jest mało interesujące, ważniejsze jest oprocentowanie pożyczki "chwilówki". Ich koszyk inflacyjny składa się głównie z żywności, raty za drogiego smartfona i opłat bieżących. Jeśli nie będzie suszy i ukraińscy robotnicy nie znikną, może im się upiecze. Zwłaszcza, że ekstremalnie niska cena ropy naftowej powinna obniżyć koszty produkcji rolnej. Z energią elektryczną jest pewien problem. Już od pewnego czasu rządzący sztucznie zaniżali koszty dla gospodarstw domowych, urealnienie tych cen byłoby szokiem. Dlatego spodziewam się dalszego zaklinania rzeczywistości. Ponownie, niska cena nośników energii pomoże.
W pozostałych obszarach spodziewam się raczej deflacyjnego skurczu, wszyscy będą chcieli mieć zapas gotówki na koncie. Przez analogię do poprzednich kryzysów, gdy w gospodarce zachodziło dość bolesne delewarowanie (z którym bohatersko walczyły banki centralne). Póki te środki gdzieś na rynek nie wypłyną, inflacji nie będzie.
Taka konstrukcja zachęca posiadaczy kapitału do odmrożenia kapitału i poszukania innych możliwości jego ulokowania: inwestycjach w przedsiębiorstwa (bezpośrednie lub pośrednio, przez giełdę papierów wartościowych) czy nieruchomości.
W reakcji na widmo recesji RPP obniżyła dziś stopę referencyjną o 0,5 pkt. Wydaje się to nieintuicyjne (skoro i tak już mamy problem zbyt dużej inflacji), ale to tylko element gry zespołowej — wiodące banki centralne (EBC, FED) zrobiły wcześniej tak samo.
Skorzystają na tym posiadacze kredytów złotówkowych. Wątpliwe, by pobudziło to dziś akcję kredytową — najpierw pandemiczne mleko musi rozlać się do końca, a następnie musi wrócić nadzieja na lepsze jutro. W USA pandemia dopiero się rozwija, w Azji pojawiają się pierwsze sygnały o wznowieniu produkcji (pytanie, dla kogo, skoro wszyscy na chwilę przestaną kupować). Spokojnie można założyć jeszcze kilka miesięcy zamieszania, a jeśli wejdziemy z wirusem w jesień — powtórkę z rozrywki.
Większość Polaków nie ma oszczędności i żyje od wypłaty do wypłaty. (To jest dziwne samo w sobie z uwagi na powszechnie panujący u nas dobrobyt — przed ludźmi takimi jak Michał Szafrański wciąż jest tytaniczna praca do wykonania). Dla nich oprocentowanie lokat jest mało interesujące, ważniejsze jest oprocentowanie pożyczki "chwilówki". Ich koszyk inflacyjny składa się głównie z żywności, raty za drogiego smartfona i opłat bieżących. Jeśli nie będzie suszy i ukraińscy robotnicy nie znikną, może im się upiecze. Zwłaszcza, że ekstremalnie niska cena ropy naftowej powinna obniżyć koszty produkcji rolnej. Z energią elektryczną jest pewien problem. Już od pewnego czasu rządzący sztucznie zaniżali koszty dla gospodarstw domowych, urealnienie tych cen byłoby szokiem. Dlatego spodziewam się dalszego zaklinania rzeczywistości. Ponownie, niska cena nośników energii pomoże.
W pozostałych obszarach spodziewam się raczej deflacyjnego skurczu, wszyscy będą chcieli mieć zapas gotówki na koncie. Przez analogię do poprzednich kryzysów, gdy w gospodarce zachodziło dość bolesne delewarowanie (z którym bohatersko walczyły banki centralne). Póki te środki gdzieś na rynek nie wypłyną, inflacji nie będzie.
Komentarze
Prześlij komentarz