Ku zaskoczeniu specjalistów stopa referencyjna została właśnie ponownie obniżona. Wygląda na to, że będziemy chcieli zadłużyć się sami u siebie jeszcze bardziej. Banki co prawda nie chcą udzielać kredytów (zaostrzono m.in. kryteria dla kredytów hipotecznych: 20-30% LTV, odmowy dla samozatrudnionych itp.), ale może jeśli się je odpowiednio zmotywuje, zmienią zdanie? Nawet jeśli nie, to Dobremu Rządowi się pożyczy, aby mógł wyżywić siebie i pokornych poddanych.
Gęb w kolejce do państwowego garnuszka przybywa, choć nie wiadomo do końca jak bardzo — na wszelki wypadek Urzędy Pracy nie pracują. Dane z USA czy Francji sugerują, że mogą to być miliony osób, z tendencją rosnącą. A jeszcze przed chwilą zabijali się o pracowników...
W deflacyjnym stadium kryzysu "cash is the king" więc siedzę na cyfrowej gotówce PLN i zastanawiam się, gdzie je wkrótce upchnąć. Mam silne przeczucie, że blask złotego w dłuższym terminie osłabnie, nasza waluta nie liczy się na świecie, a rządzący w razie potrzeby poświęcą ją na ołtarzu Ojczyzny. Zdaję sobie sprawę, że to raczej egzotyczny problem, ale cóż zrobić? — byłem głupi i oszczędzałem.
W świecie, w którym wszystko spada, wygrywa ten, kto spada wolniej i podniesie się szybciej. Przyglądam się głównie walutom: dolar amerykański, frank szwajcarski, korona norweska.
Do euro nie mam zaufania z uwagi na tragiczny stan południowych peryferiów. Funta szterlinga pomijam z uwagi na niejasną dla mnie przyszłość post brexitowej Wielkiej Brytanii, z której wielkości pozostała głównie nazwa.
Jena japońskiego pomijam z uwagi na egzotyczność w realiach naszego systemu bankowego.
Korona norweska to waluta niszowa i surowcowa, jej kurs spadł wraz z ceną ropy. Liczę, że w długim terminie wraz z ropą nieco się odbije, dlatego zakupiłem nieco NOK-a tuż po krachu na ropie.
Frank szwajcarski to klasyczne europejskie safe haven, w którego spanikowany kapitał płynie tak szybko, że muszą drukować te franki na trzy zmiany, aby kurs nie urósł za bardzo. Franka kupowałem wcześniej i na różnicy kursowej jestem kilkanaście procent do przodu.
Wreszcie dolar amerykański — rezerwowa waluta świata. Wychodzę, że założenia, że nim gruby schudnie, to chudy zdechnie. W dolarze handluje się ropą, obligacjami wielu krajów i korporacji. Załamanie dolara jest możliwe, ale to by oznaczało koniec świata jaki znamy i wejście w świat, w którym najcenniejsze aktywa to konserwy, leki i alkohol. Osłabienie USD do PLN jest możliwie i widzieliśmy to po kryzysie z 2008, jednak nie wydaje mi się, aby to było do utrzymania w dłuższym terminie. Popyt na dolara jest tak wielki, że produkcja bilionów w ramach MMT ledwo zapobiega jego umacnianiu. Podobnie jak franka kupowałem dolara wcześniej i zamierzam dokupić więcej, choć próbuję łapać lokalne dołki.
Zakupy walut realizuję przy pomocy kantorów internetowych, a następnie przelewam środki na rachunki walutowe w poważnych bankach krajowych, aby objąć je gwarancjami BFG. Jak widać nie używam dźwigni, interesuje mnie głównie zwrot kapitału, a nie zwrot z kapitału.
Gęb w kolejce do państwowego garnuszka przybywa, choć nie wiadomo do końca jak bardzo — na wszelki wypadek Urzędy Pracy nie pracują. Dane z USA czy Francji sugerują, że mogą to być miliony osób, z tendencją rosnącą. A jeszcze przed chwilą zabijali się o pracowników...
W deflacyjnym stadium kryzysu "cash is the king" więc siedzę na cyfrowej gotówce PLN i zastanawiam się, gdzie je wkrótce upchnąć. Mam silne przeczucie, że blask złotego w dłuższym terminie osłabnie, nasza waluta nie liczy się na świecie, a rządzący w razie potrzeby poświęcą ją na ołtarzu Ojczyzny. Zdaję sobie sprawę, że to raczej egzotyczny problem, ale cóż zrobić? — byłem głupi i oszczędzałem.
W świecie, w którym wszystko spada, wygrywa ten, kto spada wolniej i podniesie się szybciej. Przyglądam się głównie walutom: dolar amerykański, frank szwajcarski, korona norweska.
Do euro nie mam zaufania z uwagi na tragiczny stan południowych peryferiów. Funta szterlinga pomijam z uwagi na niejasną dla mnie przyszłość post brexitowej Wielkiej Brytanii, z której wielkości pozostała głównie nazwa.
Jena japońskiego pomijam z uwagi na egzotyczność w realiach naszego systemu bankowego.
Korona norweska to waluta niszowa i surowcowa, jej kurs spadł wraz z ceną ropy. Liczę, że w długim terminie wraz z ropą nieco się odbije, dlatego zakupiłem nieco NOK-a tuż po krachu na ropie.
Frank szwajcarski to klasyczne europejskie safe haven, w którego spanikowany kapitał płynie tak szybko, że muszą drukować te franki na trzy zmiany, aby kurs nie urósł za bardzo. Franka kupowałem wcześniej i na różnicy kursowej jestem kilkanaście procent do przodu.
Wreszcie dolar amerykański — rezerwowa waluta świata. Wychodzę, że założenia, że nim gruby schudnie, to chudy zdechnie. W dolarze handluje się ropą, obligacjami wielu krajów i korporacji. Załamanie dolara jest możliwe, ale to by oznaczało koniec świata jaki znamy i wejście w świat, w którym najcenniejsze aktywa to konserwy, leki i alkohol. Osłabienie USD do PLN jest możliwie i widzieliśmy to po kryzysie z 2008, jednak nie wydaje mi się, aby to było do utrzymania w dłuższym terminie. Popyt na dolara jest tak wielki, że produkcja bilionów w ramach MMT ledwo zapobiega jego umacnianiu. Podobnie jak franka kupowałem dolara wcześniej i zamierzam dokupić więcej, choć próbuję łapać lokalne dołki.
Zakupy walut realizuję przy pomocy kantorów internetowych, a następnie przelewam środki na rachunki walutowe w poważnych bankach krajowych, aby objąć je gwarancjami BFG. Jak widać nie używam dźwigni, interesuje mnie głównie zwrot kapitału, a nie zwrot z kapitału.
I slusznie, gdyby nie pieniadze, ktore pochlonal mi niesamowicie kosztowny remont, wlasnie bym powiekszal swoj majatek na franku i dolarze wlasnie.
OdpowiedzUsuńNatomiast jest swiatelko w tumelu, wykres logarytmiczny nowych zachorowan na koronawirusa wlasnie sie zalamal i wszystko wskazuje na to, ze zdusilismy rozwoj panademii. Teraz przed nami kolejny etap - jak uwalniana gospodarka skoreluje z liczba nowych ofiar, jesli dokonana ewaluacja pokaze iz bylo warto luzowac ograniczenia, dokonamy kolejnego kroku, a potem bedzie juz z gorki.
Sam pisales o defetyzmie, by go unikac, co tez czynie i mam na to podstawy w liczbach.
Wykres się wypłaszcza, ale etap bankructw i wypadania trupów z szaf jeszcze się nie wydarzył. Moim zdaniem wirus już nie jest taki ważny, ważne jest znaczne przyspieszenie deglobalizacji, psucia walut i wykupywania papierów na wzór japoński. Traktuję to jako preludium do właściwego shitshow.
Usuń